Valle Gran Rey to niewielka mieścina położona na zachodnim wybrzeżu wyspy La Gomera. Większość terenu na wyspie jest górzysta, co zresztą widać na zdjęciach. Samo miasteczko, to głównie plantacje bananów i aloesu. Banany rosną tutaj prawie, że na ulicy!
Poza tym jest to typowo letniskowe i turystyczne miejsce. Dominującą nacją wśród turystów, co nie będzie pewnie zaskoczeniem, są Niemcy. Nawet hasła do Wi-Fi w kawiarniach były po niemiecku.
Jak się dostać do Valle Gran Rey ?
Aby dostać się w to malownicze miejsce należy pokonać całą wyspę. Zakładam, że startem podróży jest miasto San Sebastian, czyli stolica i główny port La Gomery. Możemy do niego dopłynąć łapiąc prom z Teneryfy w Los Cristianos. Do dyspozycji mamy dwóch przewoźników (Navierra Armas oraz Fred Olsen). Ja wybrałem Armas, ponieważ był nieco tańszy bilet, a koszt w obie strony wyniósł około 64 euro.
Wróćmy jednak do autobusów. Z San Sebastian do Valle Gran Ray jeździ bus numer 1 i kursuje 5 razy dziennie. Co ciekawe godzina na rozkładzie w dowolnym miejscu na wyspie, zawsze pokazuje godzinę wyjazdu z pierwszego przystanku (zdjęcia z rozkładem znajdziecie poniżej). Także będąc, gdzieś pośrodku musicie ocenić „na oko”, kiedy może do Was zajechać. Ważna uwaga: w niedziele i święta autobus kursuje tylko 2 razy dziennie! Warto o tym pamiętać, bo choć znajdziemy sporo pieszych tras trekkingowych, to mogą one nie być takie przyjemne do pokonania, gdy na termometrze mamy 30 stopni i zero cienia 🙂
Atrakcje Valle Gran Rey
Główną atrakcją Valle jest chyba targ, który odbywa się tu co niedzielę. Choć być może słowo targ brzmi tutaj górnolotnie, bo nie jest to nic aż tak wielkiego, to na pewno możemy tu znaleźć masę rękodzieła i różnych aloesowych specyfików. Niestety ceny nie są iście targowe, a raczej przypominają te z luksusowych butików. Nie mniej jednak warto tu zajrzeć, bo a nóż wyhaczymy jakąś życiową okazję! Ciekawi są też sami sprzedawcy oraz ludzie, którzy tu przychodzą, ponieważ wyglądają trochę jak hipisi. Także myślę, że gdy zachodzi słońce, to na wybrzeżu panuje prawdziwe „Peace and Love”.
Poza tym możemy oczywiście smażyć się na wulkanicznej, czarnej plaży i kąpać w przyjemnie orzeźwiającym oceanie. Ja to praktykowałem w grudniu i polecam! Znajdziemy również kilka knajpek. Życie tu bardzo mocno zwalnia i jeśli ktoś ma ochotę naprawdę się odprężyć i zapomnieć o Bożym świecie, to być może zostanie nawet na dłużej.
*Ciekawostka: W 1492 roku na La Gomerze zatrzymał się Krzysztof Kolumb. To był jego ostatni postój przed wypłynięciem ku przygodzie na drugi koniec Atlantyku i odkryciem Ameryki. Do dzisiaj jest udostępniony turystom jego dom w San Sebastian.
Komentarz
Do tej pory nie mogę przeboleć, że tam nie dotarliśmy, będąc tak blisko. Kiedy patrzę na Twoje superspasione zdjęcia to aż mi paznokcie pękają – musimy nadrobić :). Świetny wpis i mega inspiracja dla każdego.