Niby byłem tutaj zaledwie 2 miesiące temu, a mam wrażenie, że jest to całkiem inne miejsce. Pełne życia, zielone, z masa knajpek i ogromną ilością ludzi o każdej porze dnia i nocy. W sumie nie ma co się dziwić, że wszyscy powychodzili z domów, jeśli na dworze w środku dnia temperatura oscyluje w granicach 25 stopni.
Tak jak i w Polsce, tak i tutaj zapanowała moda na bieganie. Dzieciaki z nauczycielami siedzą w parkach ćwicząc w siłowniach na otwartym powietrzu, a studenci rozwieszają hamaki i robią imprezki, które trwają całą dobę. Oczywiście nikt nikomu nie przeszkadza, a policja nie interweniuje za deptanie trawy. Wszystko jest dla ludzi – pięknie!
To pierwsze miasto, do którego wróciłem i ponownie wrzucam o nim post. Z tej okazji pozwolę sobie pominąć wstęp geograficzny z przybliżeniem Wam, gdzie ono jest położone i jak mniej więcej wygląda. W tym celu zachęcam do zerknięcia do poprzedniego wpisu: https://zpodrozy.pl/kluz-napoka-rumunia-drogi-widmo-rumunska-goscinnosc-i-barman-roku/ .
Spis treści
Ogród botaniczny „Alexandru Borza”
Wybrałem się na rundkę po mieście, aby odwiedzić miejsca, które ostatnio widziałem tylko za dnia, chciałem także zobaczyć coś nowego. Pierwszą atrakcją był ogród botaniczny „Alexandru Borza”. Wstęp normalny to 10 lei (ok 10zł), natomiast opcja z robieniem zdjęć kosztowała 30lei (30zł). Cena raczej niewygórowana, więc można zaszaleć. Obszar całkiem spory, choć największą atrakcją jest japoński ogród, w którym niezwykle przyjemnie było posiedzieć i pogrzać się blasku słońca, a także nazwijmy to część muzealna znajdująca się wewnątrz budynku. Znawcą roślin nie jestem, więc odsyłam do galerii, aby przekonać się cóż możemy spotkać na swojej drodze.
Kluż-Napoka – cmentarz centralny
Kolejną atrakcją, choć może to słowo nie jest najtrafniejsze, był cmentarz centralny. Zapewne nie szukałbym go specjalnie na mapie, ale że trafiłem na niego po drodze, to postanowiłem zajrzeć. Zajmuje dość duży teren i co przykuło moją uwagę, to to że znajduje się na wzniesieniu. Praktycznie do wszystkich grobów podchodzi się po schodkach, a sporo z nich, to całkiem okazałe budowle. Czasem mamy nawet kilka takich poziomów. Sam cmentarz jest bardzo zielony, porośnięty drzewami i prowadzą przez niego 2 główne alejki. W stosunku do naszych polskich cmentarzy aż tak bardzo się nie wyróżnia, ale przez swoje położenie i zabudowę jest interesujący.
Kopalnia soli w Turdzie
Ostatnim gwoździem programu, a zarazem wisienką na torcie tego wyjazdu była kopalnia soli w Turdzie. Miejsce petarda! Nie sądziłem, że może zrobić na mnie takie wrażenie. Jej przygotowanie jako atrakcja turystyczna rozpoczęło się w 2004 roku, a obecny efekt został uzyskany w 2014. Z tego co widziałem na zdjęciach to jeszcze nie wszystko i powinny pojawić się nowe miejsca dostępne dla odwiedzających.
Póki co mamy do dyspozycji korytarz pokryty w całości solą, kilka mniejszych komnat, no i główną salę, której oblicze poznajemy (jeśli dobrze kojarzę) z wysokości 11 poziomu. Stojąc na drewnianym balkonie, który prowadzi dookoła sali, robi to ogromne wrażenie, zwłaszcza jeśli ktoś ma lęk wysokości.
Gdy zejdziemy na dół mamy dostęp do diabelskiego młyna, minigolfa, stołów do ping ponga, kręgli i miejsca na wydarzenia kulturalne (niewielka scena), ale akurat nic wtedy ponadprogramowego się nie działo. Będąc już na dole odkrywamy kolejną atrakcję, która wygląda jak żywcem wyjęta z futurystycznych filmów. Skalna wysepka, na której znajdują się drewniane konstrukcje pokryte światłami, a w koło można pływać małymi żółtymi łódeczkami. Tego się nie da opisać słowami, ale na szczęście wszystko jest na zdjęciach.
Kopalnia soli w Turdzie to na pewno jest to jedno z miejscu, które warto odwiedzić będąc w Rumuni. Do prawdy bajecznie! Ah, no i cena. Jedyne 20zł za wstęp. Za łódeczki trzeba chyba dopłacić kolejne 10. Nawet nie ma co się zastanawiać, tylko brać i wchodzić. Dla dzieci oczywiście były zniżki.
Zdjęcia i relacje z podróży !