Sanchong to dystrykt należący właściwie już do Nowego Tajpej. Położony na zachód od Tajpej, tuż za rzeką Danshui He. Choć nie znajdziemy na jego terenie raczej żadnych atrakcji proponowanych przez TripAdvisor’a, to jednak ma on swój urok. Cóż tam znajdziemy i dlaczego warto wziąć go pod uwagę?
Sanchong – Nowe Tajpej
Pierwszą sprawą jest to, iż nie jest tam tłoczno (choć w sumie może to nie najtrafniejsze określenie dla tej części Tajwanu). Chodzi jednak oto, że mimo iż opuszczamy stolicę wyspy, to w kilka minut możemy do niej wrócić dzięki pomarańczowej linii metra, która jest właśnie tutaj pociągnięta. W zamian dostajemy bardziej lokalny i spokojny klimat, praktycznie nikłe szanse na spotkanie turystów, a także kameralne knajpki oraz uroczy nocny targ (Sanhe Night Market).
Powiedziałbym, że to dobre miejsce na rozgrzewkę przed wielkim miastem i zdobywaniem stolicy. Co więcej jest to również świetne miejsce na nocleg. Nawet ceny są nieco tańsze. Zresztą sam znalazłem tutaj miejsce na kilka pierwszych dni, więc polecam to od serca. Jeśli ktoś po całodniowym zwiedzaniu chce nieco odpocząć i uciec od wielkich tłumów, to warto właśnie tutaj znaleźć przytulne gniazdko, wieczorem wyjść do knajpki lub na targ i zabrać sobie coś na wynos, aby zjeść nad brzegiem rzeki. Ah jak romantycznie!
Pierwsze gotowanie na ulicy!
Co do jedzenia to trafiliśmy tutaj na swój pierwszy “hot pot”, czyli dosłownie “gorący garnek”! Jak to działa? A no już tłumaczę. Siadamy przy stole z dziurą po środku, która okuta jest metalową obręczą. Obsługa przynosi nam koszyk z żarem, który wkłada do dziury, a na to stawiają gar z gotującym się już wywarem. Dalej przejmujemy “kucharską pałeczkę” we własne ręce i czynimy cuda sami. Dostajemy także karteczkę z możliwością wyboru co chcemy, aby nam podano do gotowania (przeróżne mięsa, pierożki, itp.). Treść jest niestety po chińsku, więc udaję się żwawo do lady i mówię Pani, że biorę wszystko co polecają, bo ssie mnie nieziemsko! A tak serio, to wybudzam swoje pierwotne instynkty i macham palcami pokazując, co chętnie zaserwuje swoim kubkom smakowym. Pani ekspedientka dorzuca coś od siebie pokazując, że “to i to” też będzie super. Wracam do stołu, mija chwila i dostajemy 2 talerze z zieleniną i resztę mięsnych smakołyków. Ucztować tak można do białego rana. Gdy wywaru braknie, to nam za darmo dolewają. A przyznać muszę, że był wyborny! Nawet sama zielenina popijana tajwańskim rosołem smakowała jak wykwintne danie.
Przejdźmy jednak do sedna. Polecam Sanchong jako bazę noclegową, miejsce gdzie można dobrze zjeść, a także uciec od nadmiernego tłumu. A tymczasem mknę do lodówki, a Was zapraszam do wyjątkowo skromnej galerii 😉
Komentarze
Kuchnia Tajwanu bardzo przypomina mi wszystko, co jadłam w Hongkongu i na samą myśl robię się upiornie głodna. Mniam! Ależ bym wszamała taki hot pot. 🙂
Szkoda, że u nas póki co nie udało mi się znaleźć takiego hot pota haha. Choć jednak lokalny klimat daje najwięcej uroku 😀